Wybory prezydenckie w Polsce odbyły się na terenie całego kraju oraz w kilkudziesięciu obwodach wyborczych ulokowanych za granicą Polski. W wyniku głosowania czwartym prezydentemIII Rzeczypospolitej (a trzecim wybranym w wyborach powszechnych) został Lech Kaczyński, który zastąpił Aleksandra Kwaśniewskiego.
Państwowa Komisja Wyborcza zarejestrowała oficjalnie 16 kandydatów. Na kartach do głosowania znalazło się 14 kandydatów, dwóch kolejnych wykreślono przed datą wyborów. Pierwsza tura wyborów prezydenckich odbyła się 9 października 2005, druga tura, do której przeszli Lech Kaczyński oraz Donald Tusk, odbyła się dwa tygodnie później w dniu 23 października 2005.
Kalendarz wyborczy
18 maja 2005 marszałek SejmuWłodzimierz Cimoszewicz ogłosił, że wybory odbędą się 9 października. Ewentualna II tura miała odbyć się dwa tygodnie później – 23 października
do 15 sierpnia komitety wyborcze musiały zgłosić się do Państwowej Komisji Wyborczej z wnioskiem o rejestrację. Do zarejestrowania komitetu trzeba było zebrać minimum 1000 podpisów popierających kandydata danego komitetu. Po zarejestrowaniu się, komitety musiały zebrać 100 tys. podpisów z poparciem dla kandydata na prezydenta, a następnie zgłosić go do PKW (do 25 sierpnia do godz. 24:00)
25 sierpnia upłynął termin powołania przez PKW okręgowych komisji wyborczych
do 4 września PKW miała podać do wiadomości publicznej informacje o granicach i numerach obwodów głosowania oraz siedzibach obwodowych komisji wyborczych. Pełnomocnicy komitetów wyborczych mieli czas do 9 września na zgłoszenie kandydatów do obwodowych komisji wyborczych
9 września upłynął termin zgłaszania przez armatorów wniosków o utworzenie na polskich statkach morskich obwodów głosowania
do 18 września wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast musieli powołać obwodowe komisje wyborcze, a PKW podać informacje o numerach i granicach obwodów głosowania za granicą i siedzibach obwodowych komisji wyborczych, w których głosować mieli Polacy pozostający poza krajem
W końcu lipca tygodnik „Wprost” zarzucił Włodzimierzowi Cimoszewiczowi, że kupił akcje PKN Orlen w kluczowych dla losów spółki dniach (tj. gdy decydowała się sprawa zakupu pakietu akcji tej spółki przez Jana Kulczyka), zarabiając na tej transakcji około 160 000 złotych. Do posiadania tych akcji nie przyznał się zaś w oświadczeniu majątkowym[2]. Włodzimierz Cimoszewicz bronił się, iż był jedynie pośrednikiem, a akcje kupił za pieniądze córki i zięcia, zamieszkałych na stałe w Stanach Zjednoczonych. „Wprost” stwierdził wówczas, że kandydat dopuścił się przestępstwa skarbowego, gdyż nie zgłosił pożyczki urzędowi skarbowemu.
W 2009 córka Włodzimierza Cimoszewicza, Małgorzata Cimoszewicz-Harlan, wygrała przed sądem amerykańskim proces o zniesławienie, wytoczony tygodnikowi „Wprost”. Ława przysięgłych w Chicago orzekła, że informacje podane przez tygodnik są nieprawdziwe, w związku z czym znieważył on godność osobistą państwa Harlan; zasądzono kwotę odszkodowania w wysokości 5 milionów dolarów[3].
11 sierpnia do komisji śledczej ds. PKN Orlen dotarło oświadczenie byłej asystentki Włodzimierza Cimoszewicza. Anna Jarucka twierdziła w nim, iż dostała jego pisemne pozwolenie (przedstawiła ksero) na zmianę treści jego oświadczenia majątkowego w kwestii akcji PKN Orlen, które nie były do niego wpisane. Zgłosiła się najpierw do Wojciecha Brochwicza, byłego wiceministra spraw wewnętrznych i oficera służb specjalnych, radcy prawnego i eksperta PO (członka jej Rady Programowej). Ten zainteresował tą sprawą posła Platformy, członka komisji ds. PKN Orlen Konstantego Miodowicza, który uwierzył w słowa Anny Jaruckiej i zdecydował się przedstawić tę sprawę opinii publicznej.
Wcześniej już członkowie komisji śledczej ds. PKN Orlen wezwali Włodzimierza Cimoszewicza do stawienia się przed nią. Ten jednak odmówił, co było szeroko komentowane w mediach.
Lewicowi działacze otwarcie oskarżali o prowokację służby specjalne. Tomasz Nałęcz, szef sztabu wyborczego Włodzimierza Cimoszewicza, w swoich wypowiedziach chętnie przypominał o posiadanym przez Konstantego Miodowicza stopniu pułkownika. Donald Tusk, unikający do tej pory wypowiedzi na temat sprawy Jaruckiej, nazwał Tomasza Nałęcza „najemnikiem Cimoszewicza”, ponieważ ten oskarżał PO o spreparowanie całej sprawy. Tomasz Nałęcz stwierdził, iż Włodzimierz Cimoszewicz pozwie Donalda Tuska do sądu za wypowiedź o „najemniku”. Do hipotezy o działaniach tajnych służb skutkujących wycofaniem się Włodzimierza Cimoszewicza z wyborów przychyla się Jarosław Kaczyński[4].
Włodzimierz Cimoszewicz bronił się twierdząc, że zamiana oświadczenia w świetle prawa nie jest możliwa (można jedynie zamieścić aneks do oświadczenia majątkowego, poprawiający błędy). Jego upoważnienie było zaś nieudolnie podrobione, sygnowane nieużywanym faksymile, które miała przywłaszczyć sobie Anna Jarucka. Zdaniem marszałka Sejmu jego dawna asystentka mogła mieć żal do niego za odmowę protekcji w sprawie jej wyjazdu z mężem na placówkę zagraniczną (przedstawił wysłany do niego list z prośbą o poparcie). Istniała również kwestia problemów Anny Jaruckiej z prawem, dotyczących domniemanej dokonanej przez nią kradzieży pieniędzy.
Efektem dochodzenia prokuratury było ostatecznie przedstawienie zarzutów Annie Jaruckiej, między innymi o składanie fałszywych zeznań i ujawnienie tajemnicy służbowej.
Po tych wydarzeniach Włodzimierz Cimoszewicz zrezygnował ze startu w I turze wyborów. Powodami tej decyzji miały być według niego ataki ze strony oponentów politycznych na niego samego i jego rodzinę. Pozostali kandydaci odrzucali tę argumentację, podkreślając, że kandydat zrezygnował z uwagi na topniejące poparcie w sondażach.
31 maja 2010 Anna Jarucka została skazana na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 5 lat przez Sąd Okręgowy w Warszawie. Uznano ją za winną wszystkich przedstawionych jej zarzutów, tj.:
posłużenia się fałszywym dokumentem, uprawniającym ją do zmiany oświadczenia majątkowego Włodzimierza Cimoszewicza z 2002
składania fałszywych zeznań przed komisją ds. PKN Orlen
ukrywania dokumentów MSZ (m.in. oryginalnego oświadczenia majątkowego Włodzimirza Cimoszewicza)[5]
Polityk PiSJacek Kurski w czasie kampanii prezydenckiej, stwierdził, że Józef Tusk, nieżyjący dziadek Donalda Tuska, ochotniczo wstąpił do Wehrmachtu.
Dla Jacka Kurskiego służba dziadka Donalda Tuska w Wehrmachcie miała być podstawą do zarzucenia kandydatowi PO proniemieckich poglądów. Donald Tusk odrzucił te oskarżenia, twierdząc, że jego dziadek nigdy nie służył w hitlerowskiej armii. Przeciwnicy zarzucili kandydatowi PO, że jako historyk musiał znać losy Józefa Tuska, ale ukrył je, obawiając się ich negatywnego wpływu na kampanię. Po kilku dniach media ujawniły pełną historię dziadka. Wielu Kaszubów czy Ślązaków zostało w czasie II wojny światowej zmuszonych do służby w Wehrmachcie. Józef Tusk był jednym z nich. Jednak po kilku miesiącach Józef Tusk zniknął z niemieckiej ewidencji.
Jackowi Kurskiemu zarzucono przedstawianie Józefa Tuska w fałszywym świetle. Lech Kaczyński przed drugą turą wyborów odciął się od działań Jacka Kurskiego, który został przez sąd partyjny wykluczony z PiS. Po wygranych wyborach przywrócono go jednak jako członka partii. Spór o dziadka kandydata PO stał się jednym z konfliktów, który mógł być jedną z przyczyn rozpadu przedwyborczej koalicji PO-PiS i utworzenia mniejszościowego rządu Kazimierza Marcinkiewicza, wobec którego Platforma znalazła się w twardej opozycji.
W głosowaniu w pierwszej turze wyborów Donald Tusk z PO zwyciężył w 10 województwach: dolnośląskim, kujawsko-pomorskim, lubuskim, mazowieckim, opolskim, pomorskim, śląskim, warmińsko-mazurskim, wielkopolskim i zachodniopomorskim, zaś Lech Kaczyński z PiS – w sześciu pozostałych: lubelskim, łódzkim, małopolskim, podkarpackim, podlaskim i świętokrzyskim. Pod względem powiatów Donald Tusk wygrał w 188 ze wszystkich, Lech Kaczyński – w 124, a Andrzej Lepper z Samoobrony RP – w 64. Jarosław Kalinowski z PSL zwyciężył w jednej gminie (położonej w województwie mazowieckim). Pozostali kandydaci nie wygrali głosowania w żadnej jednostce terytorialnej.
Frekwencja
Według informacji podanej przez PKW frekwencja w wyborach do godz. 10:30 wyniosła w skali kraju 8,19%, a do godz. 16:30 – 34,58%. Ostatecznie do urn poszło 15 051 157 Polaków, a frekwencja w skali kraju wyniosła 49,74%.
Druga tura wyborów prezydenckich odbyła się 23 października 2005. Wystartowało w niej dwóch kandydatów, którzy w pierwszej turze zdobyli najwięcej głosów. Wyborcy mogli głosować w niej na Donalda Tuska albo Lecha Kaczyńskiego.
Według komunikatu podanego przez PKW do godziny 10:30 frekwencja w skali kraju wyniosła 8,56%. Najwyższa (28,53%) była w gminie Korzenna w powiecie nowosądeckim w województwie małopolskim, zaś najniższa (1,65%) w gminie Wądroże Wielkie w powiecie jaworskim w województwie dolnośląskim.
Do godziny 16:30 frekwencja w skali kraju wyniosła 35,45% i była wyższa w stosunku do pierwszego głosowania o blisko punkt procentowy. Najwyższa (60,13%) była w gminie Godziszów w powiecie janowskim w województwie lubelskim, zaś najniższa 16,29% w gminie Trzciel w powiecie międzyrzeckim w województwie lubuskim.
Lech Kaczyński rozpoczął prezentację spotów reklamowych na antenie TVP przed ogłoszeniem kalendarza wyborczego, co wywołało jednak kontrowersje, gdyż Państwowa Komisja Wyborcza uznała za niezgodne z prawem prowadzenie kampanii wyborczej przed oficjalnym ogłoszeniem kalendarza wyborczego.
23 marca
PKW w swoim oświadczeniu uznała, że emitowanie spotów telewizyjnych jest dozwolone wyłącznie od 15 dnia przed terminem wyborów. Mimo to ukazały się również spoty z udziałem Donalda Tuska i Marka Borowskiego. Kandydaci i ich sztaby bronili się przed zarzutami, twierdząc, że spoty reklamowe promują ich partie, a nie osoby kandydatów na prezydenta.
11 sierpnia
Anna Jarucka przesłała pismo komisji ds. PKN Orlen, dotyczące domniemanej zmiany oświadczenia majątkowego przez marszałka Sejmu Włodzimierza Cimoszewicza.
Z kandydowania zrezygnował Włodzimierz Cimoszewicz, nie udzielając żadnemu kandydatowi swojego poparcia oraz zapowiedział wycofanie się z życia publicznego[9].
Maciej Giertych wycofał się z wyborów prezydenckich. Wezwał też innych kandydatów, którzy nie mają szans na zwycięstwo, aby również zrezygnowali, umożliwiając rozstrzygnięcie tych wyborów już w I turze[11].
Należy podkreślić, że komisja oceniała wyłącznie zgodność informacji przedstawionych przez komitety z ustawą. Jeżeli zataili niekorzystne wydatki lub posłużyli się „kreatywną księgowością”, PKW nie była w stanie ocenić skali takich zjawisk. Prawo nie zezwalało tej instytucji na rzeczywiste sprawdzenie wydatków poniesionych w czasie kampanii. Jeżeli komitet złamał prawo i sam na siebie nie doniósł w sprawozdaniu, zostało ono przyjęte.
Próbę niezależnej oceny faktycznych kosztów kampanii podjęła Fundacja Batorego. W sporządzonym raporcie oceniono zarówno jakość sprawozdań, jak i rzetelność w przedstawieniu rzeczywistych wydatków. Niezależni eksperci doszukali się wielu nieprawidłowości również w wydatkach komitetów, których sprawozdania zaakceptowała PKW[12]. Fundacja stworzyła zespół monitorujący, który na podstawie niezależnych danych szacował koszt reklam wyborczych. Potem przeprowadzono analizę raportów finansowych. Porównano sposób zaksięgowania wydatków z załączonymi fakturami. Okazało się, że komitet wyborczy Lecha Kaczyńskiego źle przypisał sporą część wydatków na kampanię zewnętrzną, co zmniejszyło oficjalną kwotę wydatków na tablice reklamowe.
W programie TVN 13 czerwca 2006 Jacek Kurski oskarżył komitet wyborczy Donalda Tuska o wykorzystanie billboardów odkupionych za bezcen od PZU w czasie kampanii wyborczej. Poseł PiS stwierdził, że pochodziły one z akcji na rzecz bezpieczeństwa na drogach „Stop wariatom drogowym”, którą ubezpieczyciel miał nagle przerwać, aby przekazać miejsca na reklamy kandydatowi PO. Według Jacka Kurskiego był to efekt zmowy między pracownikami PZU oraz sztabem Donalda Tuska[13]. W reakcji na doniesienia posła PiS, 19 czerwca prokuratora wszczęła śledztwo w tej sprawie[14].
W odpowiedzi 20 czerwca przedstawiciele sztabu Donalda Tuska zarzucili komitetowi Lecha Kaczyńskiego, że to on korzystał z usług firm, które wcześniej prowadziły kampanię „Stop wariatom drogowym”. Posłowie PO stwierdzili, że w sprawozdaniu komitetu wyborczego Kaczyńskiego wykazano zakup większej ilości tablic reklamowych za mniejszą sumę niż w sprawozdaniu komitetu Donalda Tuska. Zdaniem posłów Platformy miało to prowadzić do wniosku, że kandydat PiS kupował swoje billboardy niezwykle tanio[15].
Lech Kaczyński wygrał wybory prezydenckie, uzyskując poparcie 54,04% wyborców przy frekwencji 50,99%[16]. Po raz pierwszy w historii bezpośrednich wyborów prezydenckich w Polsce zwycięskiemu kandydatowi I tury wyborów nie udało się osiągnąć ostatecznego sukcesu w II turze.
23 listopada 2005 Sąd Najwyższy w składzie całej Izby Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych po rozpoznaniu wniesionych protestów wyborczych rozstrzygnął uchwałą (III SW 195/05) o ważności wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej w dniu 23 października 2005.
↑Źródła teraźniejszości, [w:] JarosławJ.KaczyńskiJarosławJ., Polska naszych marzeń, wyd. I, Lublin: Akapit Sp. z o.o., 2011, s. 52, ISBN 978-83-7825-000-5.
↑Obwieszczenie Państwowej Komisji Wyborczej z dnia 24 października 2005 r. o wynikach ponownego głosowania i wyniku wyborów Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej (Dz.U. z 2005 r. nr 208, poz. 1739)